Tym razem na 8.05 na spotkanie. Chwilę poczekaliśmy z Adamem na Maćka, który ma najbliżej jednak przyjechał tradycyjnie z lekkim poślizgiem :). Najpierw pętla do Mordów, przejazd po atrapie asfaltu z finiszem na Błogoszcz. Potem przez Przygody do Siedlec już bez żadnych mocniejszych akcentów. Pulsometr już wariuje jak szalony, tylko trochę koszulka potrze o czujnik i od razu kosmiczne wartości...
Święta się skończyły, sporo się przez nie wydarzyło, szczególnie jeśli chodzi o treningi rowerowe. Dzisiaj pod Atlasem : Michał, Maciek, Kuba, Mateusz i ja. Pojechaliśmy ''tour de Siedlce''. Szkoda że stan dróg na tej trasie jest wręcz tragiczny.... Nie obyło się bez paru skoków i blach , a nawet 2 ucieczek. 1 samotna , druga z Michałem. Na koniec pojechaliśmy jeszcze połapać trochę słońca nad zalewem i tak ukoronowaliśmy nasze 450 świątecznych km:)
Trasa to już wielokrotnie przejechany w tym sezonie Stoczek. Skład liczny. Parę skoków, sprintów, polewania wodą , wiatru w twarz, dziur, czyli nie licząc tej wody to nic nowego. Wszyscy dziś pokazali się z jak najlepszej strony. Nawet Michał, który na w czwartek i piątek dawał du** dziś jakby odżył. Szkoda tylko, że nie było więcej ludzi z wiadrami na trasie. Chyba tradycja lanego poniedziałku powoli odchodzi do lamusa...
Dziś skład trochę mniej liczny. Maciek, Piotrek , Michał i ja. Tempo w porównaniu z ostatnimi dniami raczej wolne. Parę skoków, głównie Michała. 1 ostry sprint. Potem pojechaliśmy do McDonalda uzupełnić kalorie. Jutro zasłużony dzień przerwy.
Pomysł przejechania tej trasy zrodził się już w tamtym roku. Legendarne "górki" jak na naszą okolicę zaostrzały apetyt, jednak dopiero w teraz zebrała się odpowiednia ekipa, żeby móc przejechać tą trasę w jakimś sensowym czasie. Ruszyliśmy w 7. Przed Sokołowem Michał dał sobie spokój, w sumie jeśli miałby się zarzynać kolejne 3h to mu się nie dziwię. Po jakiś 60km Mateusza dopadł kryzys do tego problemy z przerzutką. Jakoś doturlaliśmy się do sklepu w miejscowości Kózki, niestety nie udało się przywrócić Mateusza do życia i postanowił odpocząć u koleżanki w Sarnakach. Ledwo zdarzyliśmy ruszyć i słyszymy pssss. Maciek władował się w dziurę i załatwił obie dętki. Po wymianie pogoń za jakimś nieznajomym kolarzem tak, żeby nogi nie zamulić zbytnio. I takim oto sposobem dotarliśmy do Łosic, skąd poszła już rura jak na wyścigu. Ze średniej 32 na odcinku jakiś 30-35km podkręciliśmy do ponad 34. Poczekaliśmy chwilę na Maćka na przystanku , pogadaliśmy i każdy pojechał w swoją stronę.
Pierwszy świąteczny trening. Byliśmy umówieni na 12 pod Atlasem. Zjawiło się zapowiedziane 7 osób tj: Mario, Maciek, Michał, Adam, Kuba , Karol i ja. Oczywiście żeby nie było nudno , to przy przerzucaniu urwałem linkę, na szczęście sklep był niedaleko , więc trening mnie nie ominął. Tylko wyjechaliśmy z Siedlec do miejscowości Rakowiec i pierwszy strzał Maria. Trochę się porwało. Rzut oka do tyłu i połowa została tak z 100-150m, więc postanowiliśmy trochę pouciekać. Pod Wołyńce mocno pociągną Adam , dalej moja zmiana do Lipniaka, potem znów Mario i za chwilę dzwoni Maciek, żebyśmy poczekali. Przed Przyworami grupa się zjechała i była umówiona blacha. Niestety Mario złapał gumę, dzięki czemu wpadłem jako 1, za mną z niedużą stratą Adam. Szybka wymiana dętko i dalej w drogę. Na kolejne ataki długo nie trzeba było czekać. Przed Olszycami pociągną Adam potem chyba Michał i znów uformowała się ucieczka, tym razem bez Karola. I takim składem ciągneliśmy do samego Stoczka. Tempo zabójcze;D Cały czas powyżej 40, ale jechało się bardzo dobrze i jakoś lekko ? W Stoczku zaczekaliśmy na resztę i dalej w trasę. Potem w miarę spokojnie , aż do Domanic, gdzie była umówiona następna blacha. Czarowanie rodem z wyścigów. Na szczęście Kuba rozkręcił trochę towarzystwo, potem chyba Maciek i Adam, dzięki któremu wygrałem. Było ciężko bo się przeliczyliśmy i musiałem finishować ok. 500m. Ale jakoś wygrałem o grubość opony. Końcówka też mocna. Za Przyworami pociągną Adam, potem Maciek zaczął czarować, aż w końcu na Lipniaku Mario załatwił sprawę zostawiając połowę grupy z tyłu. I znów poświęcenie Adama, sprint i jakimś cudem wygrana. Oj było już ciężko. Oderwaliśmy się znowu i za jakieś 2km atak Adama pod wiadukt, już myślałem że nie dojade do niego. I ostatni sprint pod Nowotkę, który bezapelacyjnie wygrał Mario. Uff ale się rozpisałem...
Rano z Kubą i Adamem. Trochę interwałów, część spokojnie na koniec "ucieczka". Po południu bardziej rozjazdowo z Adamem. Nie mam weny na rozpisywanie się. Ogólnie jest fajnie. W końcu wiosna, noga podaje, czego chcieć więcej ? Na dodatek zapowiadają się bardzo rowerowe święta :>
Z Adamem nasza standardowa trasa na Ługi. Miało być lekko i czasami tak bywało. Jednak ogólnie to dosyć żwawo. Pierwsza część mocno, potem trochę luźniej. Na powrocie dłuższa pogawędka z kolegą z gimnazjum i końcówka prawie wyścigowa z 3 mocnymi akcentami. Aż przypomniały mi się stare dobre czasy. Dziś bez żadnych problemów z wejściem w tętno. Złapałem 205 dwa razy, a jeszcze trochę pod nogą było.