Pogoda od rana nie rozpieszczała. Przed startem zaledwie 15 stopni + mocny wiatr, więc od początku było wiadomo , że będzie ostro. Start w gupie z juniorami z pzkolu i mastersami 50+. Od początku tempo szło bardzo mocne. Pierwsze 30km to ciągłe skoki. Nikt nie chciał puścić ucieczki , aż do 30km, kiedy to odjechało 2 zawodników. Potem również odjechało parę osób, bo nie było zbytnio chętnych do pogoni. Kiedy każda drużyna puściła swojego zawodnika nie było nikogo, kto mógłby ich gonić... Każda próba współpracy zakończona niepowodzeniem... Dopiero ostatnie 10km mocne we 4. Zabrakło nam 30 sec, żeby dojechać do 4 osobowej ucieczki. Finish z grupy, niestety nie do końca udany, omal nie zakończony kraksą. I w ostateczności 2 msc w kat. Mimo wszystko świetne doświadczenie!
Już od dłuższego czasu planowaliśmy ten wyjazd. Głównym celem było dojechanie do rajdu organizowanego przez ks. Chomiuka. Wyjazd z Siedlec o 7, żeby zdążyć przed ich wyjazdem na uroczystości do Warszawy. Te pierwsze 70km były najgorszymi jakie pamiętam w tym sezonie... Kompletnie nie mogłem zmusić się do jazdy. W głowie mętlik, co ja tutaj robię. Jest niedziela, powinienem wylegiwać się w łóżku, a nie szlajać się na rowerze. Do tego mocny wiatr i niska temp w porównaniu do ostatnich upałów i zbyt mało wartościowe śniadanie jak na takie voyage. Po dojechaniu miałem zamiar wrócić do domu pociągiem i nie przechodzić dalej tych katorg, jednak razem z grupą pojechaliśmy tapu tapu na Agrycole, gdzie odbywały się uroczystości. Stamtąd pojechaliśmy na obiad do brata Adama i po jakiejś 1,5h ruszyliśmy w drogę powrotną. Pierwsze 20km z wiatrem szło bardzo dobrze, niestety musieliśmy przebijać się przez miasto. Na Trakcie Brzeskim też spory ruch, jak zawsze i od Mińska miało być już "z wiatrem". Niestety nie dość że wiatr zmienił swój kierunek , to jeszcze brak żywności odbił się na naszym stanie. Końcówka jechaliśmy obaj siłą woli. Kompletny brak paliwa, na dodatek pozamykane sklepy, horror.... W końcu jakoś doturlaliśmy się do Siedlec. W domu prysznic, obiad i bezcenna satysfakcja.
Plan był, żeby przejechać trasę Wielkiej Pętli, czyli Siedlce-Sokołów-Drohiczyn-Łosice-Siedlce, ale z powodu słabego stanu asfaltu polecieliśmy inny wariant:Siedlce-Stoczek-Garwolin-Mińsk-Mrozy-Kotuń-Siedlce. Od początku nadawaliśmy z Adamem tempo na przodzie naszego atlasowego peletonu. Pierwsze 45km prowadziliśmy we 2. Potem mieliśmy zamiar trochę odpocząć z tyłu, jednak zapał co niektórych nam na to nie pozwolił, jednak w końcówce wszystko wyszło na wierzch;P Postój przed Mińskiem, w celu uzupełnienia bidonów, potem dalej w drogę. na 30km przed domem niesamowity ból głowy i do końca już walka z samym sobą, żeby dojechać do celu;/ Pierwsza część bardzo fajnie, ale końcówka to już istna masakra ! Ogólnie nie ma na co narzekać. Wielki podziw dla nowego zawodnika- Michała, który pokazał klasę. Na dodatek słońce dało nam nieźle popalić.
Początek spokojnie, na zmiany. Nudno jak cholera;D Aż dupa bolała od takiego siedzenia. Potem Maciek trochę podkręcił tempo i się zaczęła szarpaninka. Kilka mocnych zmian, sprintów bez jakiegoś większego ładu i składu ot trening. Straszna dziś parówa na dworze, momentami nie było czym oddychać.
Mieliśmy z Adamem dziś jechać do Wawy na trening z chłopakami z Ronda Babki, niestety pogoda pokrzyżowała nasze plany. Co się później okazało w Warszawie super pogoda i mogliśmy jechać.Na pocieszenie mocno pojechaliśmy na Stoczek. Forma jest. Tętno dziś dosyć wysokie, ale jechało mi się bardzo lekko. Na końcówce sprint za autobusem. Udało mi się usiąść na koło i przejechać 2-3km, potem odpuściłem. Trening fajny, szkoda tylko, że muszę znów myć rower.